Z motocyklami od zawsze. Przy okazji Jawy odkryłem, że można odwieczne zainteresowanie przekuć w firmę i zbudować ciekawe motocyklowe miejsce we Wrocławiu z niesamowicie interesującymi produktami od naszych braci Czechów.

Pierwsze zdjęcie na motocyklu to targi w jeszcze wtedy Hali Ludowej we Wrocławiu - ten uśmiech wiele mówi 🙂 Rok 1994. Taki skuter kosztował wtedy majątek - oglądało się go jak eksponat w muzeum - nie myślało, że kiedykolwiek będzie można taki mieć!

A pierwszy motocykl - Romet Ogar - i z jakim silnikiem? JAWY - czy to proroctwo? Były to czasy, kiedy tego typu motocykl kupowało się na wsi na wakacjach u wujka za 150zł i było to całe kieszonkowe na 2 tygodnie. Paliwo zalewało się za 20zł, Miksol się "ogarniało". 2001 rok w Polsce. W tle niezawodny produkt marki Daewoo - Nexia - prosto z salonu - kosztowała wtedy 30 tysięcy złotych. Jak się jeździło "Ogarem z silnikiem Jawki"? Znacznie lepiej niż z polskim silnikiem - ale wiecznie cieknący gaźnik z talerzykiem i rurką - niezapomniane. I ten dźwięk 🙂

Po Ogarze z czeskim sercem nadszedł polski przeszczep - wersja z kołami 19, jak w starszych konstrukcjach - ten pojazd wspominam jako ciągłą awarię - ale był, jeździł i dawał masę frajdy w wakacje. Każda polna droga była moja. Ciągle coś się odkręcało, wibrowało, ale to nie było ważne - marzeniem był bak paliwa. W miejscu, gdzie spędzałem wakacje po środku posesji był stary Tartak - dookoła niego była ścieżka - nawet jeżdżenie po 20 razy "dookoła tartaku" to było coś. Niezapomniany klimat. Kto by teraz tak chciał - teraz wszyscy od razu "na litra" i "adwenczer".

Potem nadeszła era pierwszego motocykla składanego "od zera". Era pierwszej hybrydy WSK i WFM złożona z części, które udało się upolować. A silnik był pożyczony od dziadka kuzyna. Tak - pożyczony. Ramę, bak i błotniki miałem szansę polakierować "u lakiernika" - wydałem na to wszystkie pieniądze, jakie zbierałem przez rok. Ale to był pierwszy motocykl, na którym zobaczyłem nowiutki, błyszczący lakier. I jak ten silnik z WFMki z małą głowicą i ze starym gaźnikiem z lat 50-tych latał - 60km/h to było przeżycie - oczywiście tylko polne drogi - asfaltowa jazda wciąż pozostawała marzeniem.

W wieku 18 lat, jako posiadacz kategorii A, zdobyłem motocykl marzeń - WFM M06 z 1958 roku w stanie wyjątkowo dobrym jak na owe czasy, z chromami po renowacji i nowym lakierem. Ten motocykl posiadałem 10 lat, przeżyłem z nim wiele przygód. To wypełnienie mojej pasji do restaurowania i częstszego "grzebania" niż jeżdżenia. Oczywiście bez kasy, bez narzędzi, bez części i bez pieniędzy. Ale tylko w takich okolicznościach rodzą się prawdziwe marzenia, a człowiek się hartuje 🙂 I to zostaje na całe życie 🙂

A potem były czasy studenckie na Politechnice Wrocławskiej, dużo moto przygód z kolegą MM, który potem został szefem AKM Apanonar. MM kupił ode mnie swój pierwszy motocykl - Hondę Rebel 125 - namówiłem go na małą pojemność na start - za co potem mi bardzo dziękował. Po jego kolejny motocykl - Hondę Magnę - jechaliśmy razem pociągiem do Kłodzka, by potem wracać we dwóch w ciemnościach i zimnie - ja prowadziłem - i jak dodałem gazu na łysej oponie i poskromiłem potwora dzięki doświadczeniu z polnych dróg - okazało się, że 125 było dobrym pomysłem na start 🙂

Era dorosłości motocyklowej to Honda Varadero. Litr pełną parą z V90. Ale szybko zamieniony na wspaniały lekki sprzęt Kawasaki Versys X-300. Dużo ciekawych podróży po Polsce, ale coraz mniej czasu na motocykle. Córka i praca pochłonęły. WFMka została sprzedana, ale zawsze w garażu coś stało 🙂

Rok 2024 to rok Jawy 🙂

Scroll to Top